Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powagą; gdyby grali w Salzburgu, mieliby takie same nieprzeniknione
twarze, świadome, tak bardzo świadome swego talentu. Odrywam się od
tego skrzeczącego tłumku, od brzdęku szkła i śmiechów, powoli idę w
stronę czarnych gęstych zarośli. Las okrywa całe wzniesienie wiodące do
zamku, otacza go dolna część alei. Okrążam ołtarz, tak jakby to była jakaś
świętość, odruchowo sprawdzam, czy mam w torebce papierosy, i
zagłębiam się w las. Na początku drzewa są od siebie oddalone, tak że
mogę rozłożyć ramiona. Panuje wilgoć, ziemia jest niemal mokra,
zagłębiam się dalej, mówię sobie, że przecież na pewno nie zabłądzę, w
najgorszym razie znajdę się na samym dole zbocza, i tyle. Robię jeszcze
parę kroków, a kiedy się odwracam, widzę już tylko drzewa, nic więcej.
Zwierki o chropowatych, łuszczących się pniach, igły na ziemi, mech pod
drzewami. Otoczona tym wszystkim zapalam papierosa. Nie boję się,
drzewa dają mi gęstą zasłonę, której zwykle nie mam, nigdy nie miałam,
tarczę przed hałasem, przed rozmowami pozbawionymi wszelkiego sensu,
w języku angielskim istnieje doskonałe wyrażenie  smali talk. W miarę
jak wdycham dym, powoli ogarnia mnie smutek. Myślę o Annie, o jej
mężu, którego kocha i jak jej się zdaje, będzie kochać zawsze. Sama
jestem zaskoczona tym, że jej troszeczkę zazdroszczę, że podziwiam to
ryzyko, które podejmuje, wychodząc za mąż. Ja przez całe życie się
powstrzymywałam, a przed chwilą, przy Romanie, poczułam się zupełnie
inna. Inna ja, która przytłumiła tamtą i która przez chwilę poczuła, że
natychmiast musi się uwolnić. Inna, która podejmie ryzyko.
Kiedy otaczający mnie ludzie zorientują się w końcu, że mam dorosłą
córkę, którą sama wychowałam, teraz już kobietę, piękną, w pełnym
rozkwicie, ci ludzie, jak sądzę, zaczną mnie trochę podziwiać, zaskoczeni
odwagą tej małej cudzoziemki. Ale prawda jest taka, że ja wcale nie
miałam wrażenia, że podejmuję jakiekolwiek ryzyko. Wręcz przeciwnie,
gdy rosła we mnie, czułam, że dodaje mi otuchy, oparcia, wiedziałam, że
odtąd, z dzieckiem u boku, cokolwiek zrobię, zawsze będę gdzieś
zakotwiczona. %7łe nigdy całkiem nie odpuszczę, że w chwilach głębokiego
osamotnienia i przygnębienia nie będę chciała skończyć ze wszystkim,
zasnąć, więcej się nie obudzić. W końcu Anna jest owocem mojej
wyobrazni i moich głębokich pragnień. Nigdy nie widziałam tak
grzecznego dziecka, tak spokojnego, tak świadomego swojej
odpowiedzialności wobec mnie, matki. Tak jakby bardzo wcześnie
zorientowała się, że wydałam ją na świat, aby się w nim zakorzenić, żeby
wydorośleć, stać się dorosłą w oczach innych, aby mieć cień, w którym
będę mogła się schronić.
Ziemia pod moimi stopami jest jakby ruchoma, zapewne z powodu
zwiędłych, gnijących liści. Nie mogą wyschnąć, słońce prawie tu nie
dochodzi, starzeją się w półmroku, wiotczeją jak my, tracą wodę, soki i w
końcu rozkładają się, wydzielając słodkawy fetor. Tutaj, w tym pełnym
wilgoci świecie, gdzie to, co nieżyjące, karmi wszystko, co żyje, żałuję, że
nigdy nie podejmowałam większego ryzyka. %7łe nie byłam z mężczyzną
tak do końca. Dlaczego teraz o tym myślę, ja, entuzjastka życia w
pojedynkę, prawie niczemu i nikomu nieufająca: może tylko Annie, moim
książkom i mojej ograniczonej przestrzeni, w której wszystko znam. Tak
naprawdę zazdroszczę kobietom noszącym obrączkę i pierścionek z
dużym kamieniem na tym samym palcu, które twierdzą, że mężczyzna jest
do nich przywiązany. Powinnam była to zrobić, zamieszkać z kochającym
mężczyzną, wieść z nim spokojny żywot, narażać się na
niebezpieczeństwa życia codziennego, jezdzić do supermarketów na
peryferiach po meble, dobierać różne drobne bibeloty na półeczki, żeby
potem na nie patrzeć i przypominać sobie, że kupowaliśmy je we dwoje.
Powinnam była nauczyć się traktować mężczyznę jak punkt odniesienia,
umościć sobie miejsce przy tym jakże innym ciele, które często łączyłoby
się z moim, dając uspokojenie. Powinnam była postarać się zatrzymać
mężczyznę, stworzyć z nim jakąś historię, obudzić w nim pragnienie
pozostania ze mną, nie obnosić się przed nim z moją nieprzeniknioną
twarzą, nieobecnymi słowami, niekiedy przykrymi. Powinnam była podjąć
to ryzyko, tak naturalne dla większości ludzi, a tak przerażające dla mnie.
Znam siebie dobrze i wiem, że nieustannie oczekiwałabym przegranej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript