[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypowiedziaÅ‚a wrÄ™cz z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…. W wielkich oczach Audrey odbiÅ‚o siÄ™ zdumienie. Nigdy nie sÄ…dziÅ‚am, że możesz tak siÄ™ czuć. 64 65 No, widzisz Mary Aldin rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ przepraszajÄ…co. Zaraz mi przejdzie, moja droga. NaprawdÄ™ tak nie myÅ›lÄ™. Faktycznie, życie z CamillÄ… raczej nie jest pasmem rozrywek zaczęła zastanawiać siÄ™ Audrey chociaż to cudowna osoba. Czytanie na gÅ‚os, zarzÄ…dzanie sÅ‚użbÄ…, żadnego wychodnego... Mam wikt, opierunek i dach nad gÅ‚owÄ…. TysiÄ…ce kobiet nie ma nawet tego. I, prawdÄ™ mówiÄ…c, Audrey, jestem caÅ‚kiem zadowolona. Mam swoje na jej ustach za-igraÅ‚ uÅ›mieszek swoje prywatne rozrywki. Potajemne grzeszki? Ach, robiÄ™ pewne plany. W gÅ‚owie. I lubiÄ™ sobie poeksperymentować... na ludziach. %7Å‚eby zobaczyć, wiesz, czy potrafiÄ™ zmusić ich do takich reakcji, jakie sobie zaplanowaÅ‚am. To brzmi niemal sadystycznie, Mary. Jak niewiele wiem o tobie. Och. to sÄ… nieszkodliwe rzeczy. Takie dziecinne zabawy. Audrey zaciekawiÅ‚a siÄ™. Czy na mnie też eksperymentowaÅ‚aÅ›? Nie. JesteÅ› jedyna, której reakcji nie potrafiÄ™ przewidzieć. Nigdy nie wiem, co my- Å›lisz. Może powiedziaÅ‚a Audrey poważnie to po prostu nie ma znaczenia. ZadrżaÅ‚a, a Mary wykrzyknęła: ZmarzÅ‚aÅ›! Tak, chyba pójdÄ™ siÄ™ ubrać. Przecież to jednak wrzesieÅ„. Mary Aldin zostaÅ‚a sama, wpatrujÄ…c siÄ™ w refleksy sÅ‚oÅ„ca na wodzie. ByÅ‚ wÅ‚aÅ›nie od-pÅ‚yw. WyciÄ…gnęła siÄ™ na piasku i zamknęła oczy. Byli po dobrym lunchu w hotelu. PrzebywaÅ‚o tu sporo goÅ›ci, chociaż sezon już dobiegaÅ‚ koÅ„ca. Dziwaczna mieszanka ludzka. Dobrze, że zrobili ten wypad. To jakieÅ› uroz-maicenie w tym monotonnym ciÄ…gu dni w Gull s Point. A poza tym trochÄ™ odpoczynku od tej napiÄ™tej atmosfery, która ostatnio panowaÅ‚a. To nie wina Audrey, ale Nevile a... Przerwano jej zamyÅ›lenie. Ted Latimer rzuciÅ‚ siÄ™ na piasek obok niej. Gdzie pan zgubiÅ‚ Kay? ZgÅ‚osiÅ‚ siÄ™ po niÄ… prawowity wÅ‚aÅ›ciciel. CoÅ› w jego tonie spowodowaÅ‚o, że usiadÅ‚a. SpojrzaÅ‚a ponad zÅ‚otym piaskiem plaży na Nevile a i Kay spacerujÄ…cych brzegiem rzeki. Potem rzuciÅ‚a spojrzenie mężczyznie, który siedziaÅ‚ obok niej. UważaÅ‚a go za czÅ‚owieka bez nerwów, trochÄ™ dziwnego, nawet niebezpiecznego. Teraz po raz pierwszy bÅ‚ysnęło jej że jest mÅ‚ody, że jest zraniony. KochaÅ‚ siÄ™ w Kay, naprawdÄ™ siÄ™ kochaÅ‚, a Nevile mu jÄ… odebraÅ‚... PowiedziaÅ‚a Å‚agodnie: Mam nadziejÄ™, że siÄ™ pan tutaj dobrze bawi. 66 67 ByÅ‚y to konwencjonalne sÅ‚owa. Rzadko kiedy Mary Aldin mówiÅ‚a inaczej niż kon-wencjonalnie. To byÅ‚ jej jÄ™zyk. Ale w jej tonie byÅ‚o coÅ› wiÄ™cej, po raz pierwszy pojawiÅ‚a siÄ™ w nim oferta przyjazni. Ted Latimer zauważyÅ‚ to. Równie dobrze, jak gdziekolwiek indziej. Przykro mi. A tak naprawdÄ™ paniÄ… to guzik interesuje. Nie należę do was, a was nic nie obchodzi, co taki czÅ‚owiek myÅ›li i czuje. OdwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™, żeby przyjrzeć siÄ™ temu rozgoryczonemu i przystojnemu mÅ‚odzieÅ„cowi. OdpowiedziaÅ‚ jej prowokujÄ…cym spojrzeniem. PowiedziaÅ‚a powoli, jakby wÅ‚aÅ›nie dokonujÄ…c odkrycia. Tak. Pan nas nie lubi. A co pani myÅ›laÅ‚a? MyÅ›lÄ™, wie pan, że rzeczywiÅ›cie tego siÄ™ spodziewaÅ‚am. Nam siÄ™ wydaje, że zbyt wiele nam siÄ™ należy. Trzeba być skromniejszym. Tak, nie zdawaÅ‚am sobie sprawy, że pan nie może nas polubić. StaraliÅ›my siÄ™, żeby czuÅ‚ siÄ™ pan u nas dobrze... jako znajomy Kay. Tak... jako znajomy Kay! wtrÄ…ciÅ‚ jadowicie. Mary rzekÅ‚a z rozbrajajÄ…cÄ… szczeroÅ›ciÄ…: Czy mógÅ‚by pan powiedzieć, naprawdÄ™ proszÄ™ powiedzieć szczerze, dlaczego pan nas nie lubi? Co takiego zrobiliÅ›my? Co z nami jest nie w porzÄ…dku? OdrzekÅ‚ jednym sÅ‚owem, wypowiedzianym z wrzÄ…cÄ… nienawiÅ›ciÄ…: Samozadowolenie! Samozadowolenie? spytaÅ‚a bez urazy w gÅ‚osie, jakby badajÄ…c zarzut z obiek-tywnoÅ›ciÄ… sÄ™dziego. Tak. RzeczywiÅ›cie możemy wyglÄ…dać na zbytnio z siebie zado-wolonych. JesteÅ›cie tacy, nie tylko na takich wyglÄ…dacie. Uważacie, że wszystko, co w życiu dobre, wam siÄ™ należy. Z wyższoÅ›ciÄ… odgradzacie siÄ™ od stada, a na ludzi takich jak ja pa-trzycie jak na stadne zwierzÄ™. Przykro mi rzekÅ‚a Mary. Prawda, że mam racjÄ™? NiezupeÅ‚nie. JesteÅ›my pewnie ograniczeni, pozbawieni wyobrazni, ale nie jeste- Å›my zli. Ja, na przykÅ‚ad, jestem bardzo konwencjonalna i powierzchowna i, powiedzmy, nadmiernie z siebie zadowolona, jak pan to okreÅ›liÅ‚. Ale w rzeczywistoÅ›ci, wewnÄ…trz, jestem istotÄ… ludzkÄ…. Teraz jest mi bardzo przykro, bo widzÄ™, że jest pan nieszczęśliwy, i żaÅ‚ujÄ™, że nie mogÄ™ dla pana wiele zrobić. No, hm, jeżeli tak jest... to miÅ‚o z pani strony. ZapadÅ‚a cisza. Po chwili Mary spytaÅ‚a Å‚agodnie: Pan od dawna jest zakochany w Kay? 66 67 BÄ™dzie trochÄ™ czasu. A ona? MyÅ›laÅ‚em, że też... dopóki nie zjawiÅ‚ siÄ™ Strange. Mary ciÄ…gnęła Å‚agodnie: I nadal pan jÄ… kocha? Chyba widać. Po chwili cicho dodaÅ‚a: Nie lepiej by byÅ‚o, gdyby pan stÄ…d wyjechaÅ‚? Dlaczego? Bo tylko dodaje pan sobie cierpienia. SpojrzaÅ‚ na niÄ… i rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™. Jest pani miÅ‚Ä… istotÄ…. Ale niewiele pani wie o zwierzÄ™tach spoza waszego wydzie-lonego matecznika. Może siÄ™ wiele zdarzyć już niedÅ‚ugo. Co takiego? Pożyjemy, zobaczymy. 8 Audrey wróciÅ‚a ubrana i poszÅ‚a plażą aż do sterczÄ…cej skaÅ‚y. ZnalazÅ‚a tam omasa Royde a. SiedziaÅ‚ i paliÅ‚ swojÄ… fajkÄ™, dokÅ‚adnie vis-à-vis Gull s Point, który staÅ‚, jasny i pogodny, na drugim brzegu rzeki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|