[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapewnić staranne wykształcenie. Skorzystałem z tego i jako młody człowiek spędziłem kilka lat na najlepszych uniwersytetach. Poznałem zasady demokracji i rządów prawa i tym większe było moje rozczarowanie, gdy po powrocie do kraju przekonałem się, że nic się nie zmieniło. A widziałem dużo więcej niż przedtem. W kraju nadal rządził dyktator. Jego władza opierała się na sile armii, opozycja nie istniała, bo wszyscy opozycjoniści siedzieli w więzieniach. Zanim zrozumiałem, że organizowanie wieców i manifestacji nic tutaj nie zmieni, już miałem kłopoty. Garaga umilkł i zmarszczył brwi, jakby z trudem przypominał sobie tamte wydarzenia, ale po chwili zaczął mówić znowu. 169 - Jedynie dzięki zabiegom mojego ojca, który przekupił jednego z funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, uniknąłem aresztowania. Musiałem jednak wyjechać z kraju i następne kilka lat spędziłem wędrując po świecie. Towarzyszyła mi żona, która opiekowała się małą Meaną, a ja uczyłem się nowych idei i opracowywałem plan wyzwolenia ludzi w moim kraju. Wtedy właśnie spotkałem Mgwanę Butangwoso. Gdy ja planowałem, on działał. Okazało się, że był przywódcą spisku, który zmierzał do obalenia dyktatora w Absalii. Przekonał mnie, że on też marzy o sprawiedliwych rządach i odrodzeniu naszego kraju. Uwierzyłem mu i zostałem jego adiutantem, ochroniarzem i sam nie wiem, czym jeszcze. Gdy przewrót się powiódł, stałem się jego prawą ręką, ufał mi prawie bezgranicznie. Tylko że on mnie zdradził, a w zasadzie ideały, w które obaj wierzyliśmy. Na początku było tak jak planowaliśmy; wypuściliśmy ludzi z więzień, wprowadziliśmy rządy prawa i wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku. Jednak dość szybko Butangwoso stał się obiektem zamachów. Trzy nieudane zamachy na jego życie zmieniły go. Zaczął być nieufny i zaczął eliminować potencjalnych wrogów. Stworzył gwardię prezydencką i w ciągu kilku lat stał się taki sam jak poprzedni dyktator. Ludzie zaczęli ginąć w tajemniczych okolicznościach, a Butangwoso pławił się w coraz większych luksusach. W końcu kazał wybudować pałac-marze-nie, którego w krótkim czasie stał się dobrowolnym więzniem. Bał się wychodzić, bał się spotykać z ludzmi. Mówił, że mi ufa, ale na wszelki wypadek w pałacu trzymał moją córkę. Myślał, że będzie miał mnie w szachu. Po śmierci mojego ojca i żony ona była jedyną moją rodziną. Spotkanie z Cartwrightem, zupełnie przypadkowe, podsunęło mi pewien plan. Już wcześniej kilku generałów dało mi do zrozumienia, że gdyby nastąpił przewrót poprą mnie. Butangwoso stawał się nieobliczalny i wielu z nich widziało we 170 mnie męża opatrzności. %7ładen z nich nie mógł liczyć na wystarczające poparcie, żeby samodzielnie sprawować władzę, ja mogłem na to liczyć. Postanowiłem to wykorzystać. Wpadłem na pomysł, że gdy przewrót zostanie dokonany przez kogoś innego, Butangwoso zginie, a armia szybko przejmie kontrolę, to ja będę idealnym kandydatem na jego następcę. Do tego celu potrzebowałem was. Uprzedziłem Cartwrighta, że większość z was zginie. Byliście potrzebni do przeprowadzenia szturmu, a ci, którzy przeżyją, mieli wskazać jako przywódców przewrotu wybranych przeze mnie ludzi. Tych pięciu było najgorszymi oprawcami, którzy mieli nawet prywatne oddziały śmierci. Ich zdjęcia zobaczyliście przed atakiem i tak jak planowałem dokładnie ich opisaliście. Ned dopiero teraz zauważył, że od dłuższego czasu wstrzymi/je oddech i kurczowo zaciska dłonie na oparciach fotela. Powoli rozprostował palce. - Skazałeś nas na śmierć! - Nie ja! To Cartwright was wybrał! Ja potrzebowałem tylko armatniego mięsa. Było mi obojętne, kogo przyślą. On wiedział, że czeka was śmierć! - Dlaczego mi to mówisz? - Chcę, żebyś go nienawidził tak bardzo, jak ja go nienawidzę! Chcę, żebyś wiedział, że to on wybrał dla was taki los. Ned patrzył na niego. - Dlaczego tak ci na tym zależy? - Gdy rozpoczynałem tę grę, wiedziałem, że ryzykuję życiem, ale myślałem, że ryzykuję tylko własnym życiem. I tak było, dopóki Cartwright nie zaczął mnie szantażować. Wiedział, że stałem za tym zamachem, zagroził, że opowie wszystko moim przeciwnikom. Nie przestraszył mnie. To nie miało znaczenia, bo ci generałowie, którzy zostali przy życiu, byli po mojej stronie. Wtedy wpadł na pomysł, że porwie Me-anę. Jak wiesz, akcja się nie powiodła, Meana zginęła. - Skąd wiesz, że chciał ja porwać? 171 - Tam było jeszcze dwóch jego ludzi. Koeto jednego z nich ogłuszył, a ten opowiedział wszystko, zanim... umarł. Cartwright jest winien jej śmierci, to on pociągał za sznurki. Dlatego chcę, żebyś go zabił. - Dlaczego ja? Dlaczego nie wynajmiesz płatnego mordercy? Bo wiem, że ty nie zrezygnujesz. Dopadniesz go za wszelką cenę. Ned milczał przez chwilę. - Powinienem najpierw zabić ciebie - powiedział w końcu. - To przez ciebie ona zginęła, zawiniłeś tak samo jak Cartwright. Postawiłeś na szali jej życie W imię czego? Posłałeś na śmierć czterdziestu ludzi. W imię czego? Czy było warto? - Nauczyłem się traktować życie jako środek do osiągnięcia celu, a nie cel sam w sobie. Ned skrzywił się. To tacy jak Garaga i Cartwright byli prawdziwymi mordercami, a nie Cabarra, nie Lennox. To tacy jak oni wprawiali w ruch machinę śmierci" - pomyślał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|