Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sięgnął po cukier.
- A mówią, \e wzrok nie potrafi zabijać! Na miłość boską, Jace, przecie\
nic złego nie powiedziałem.
- Czy coś się stało? - zapytała Marguerite.
- Te\ chciałbym wiedzieć - mruknął Duncan - Kiedy dziś w nocy wróciłem
koło drugiej, zastałem w kuchni samego Jace'a. Wyglądał jak zraniony
niedzwiedz.
- O drugiej nad ranem Jace zawsze wygląda jak zraniony niedzwiedz -
przypomniała mu matka.
- Miał opuchnięte wargi - dodał Duncan, rzucając krótkie spojrzenie w
kierunku Amandy, która zbyt szybko przełknęła łyk kawy i zakrztusiła się.
- To niczego nie dowodzi - odparł lekko rozbawiony Jace i zaciągnął się
papierosem.
Amanda przypomniała sobie, jak namiętnie całowała te wargi. Spojrzała
na Jace'a i w jego szarych oczach zobaczyła odbicie własnych uczuć.
- Zachowuj się przyzwoicie - ostrzegła Marguerite Duncana. - A gdzie ty
się włóczyłeś do drugiej w nocy?
- Brałem przykład z brata - odparł Duncan spoglądając na Jace'a.
- Pracowałeś?
- Jace nie pracuje cały czas - zauwa\ył z westchnieniem Duncan.
- Jesteś dzisiaj w dziwnym nastroju, Duncanie. Przydałyby ci się
wakacje.
- Masz rację - zgodził się szybko Duncan. - Co powiesz na Hawaje?
Pojedz ze mną, mamo, morze dobrze ci zrobi.
- Morskie powietrze zle działa na moje zatoki -przypomniała mu
Marguerite. -A poza tym z matką u boku trudno by ci było podrywać
dziewczyny. Przemyśl to jeszcze raz.
- Och, mamo, dla mnie liczysz się tylko ty-zasiniał się Duncan.
- No, muszę iść - powiedziała Marguerite wstając od stołu. - Jace... -
popatrzyła przez chwilę uwa\nie na syna - będziesz grzeczny dla
Amandy?
Jace spuścił oczy.
- Postaram się - obiecał.
- To dobrze. Podrzucisz mnie, Duncanie? Mój samochód nawala.
- Ale jeszcze nie zjadłem śniadania-zaprotestował.
- Skończysz, jak wrócimy - odparła zdecydowanie Marguerite.
Duncan z \alem odsunął talerz.
- Kupię sobie pączka - mruknął. - No to pa - rzucił przez ramię, mrugając
do Amandy.
- Hej - rzekł cicho Jace, kiedy zostali sami.
- Hej - odparła Amanda, a jej oczy rozbłysły jak gwiazdy.
- Aadnie ci w białym i \ółtym - zauwa\ył Jace.
- Przypominasz mi stokrotkę.
- Stokrotki nie mówią - za\artowała i chwyciła fili\ankę, by ukryć dr\enie
rąk.
Jace uśmiechał się. Jego dolna warga rzeczywiście była lekko
spuchnięta.
- Duncan wszystko zauwa\ył - rzekł. Amanda zarumieniła się.
- Przepraszam - szepnęła.
- Dlaczego? Lubię te małe, ostre ząbki. Le\ałem ju\ w łó\ku i nadal
je czułem.
Amanda nawet nie zdawała sobie sprawy, jak gorąca jest fili\anka, którą
trzyma w ręku.
- Myślałam, \e nigdy nie zasnę.
- Chodz tutaj.
Amanda odstawiła fili\ankę i podeszła do niego. Wcią\ nie mogła
uwierzyć, \e potrafi na niego patrzeć bez strachu, \e nie widzi w jego
oczach gniewu i potępienia.
Jace chwycił ją w pasie i posadził sobie na kolanach. Pachniał drogą
wodą kolońską, a jego jedwabna koszula miło chłodziła jej rozpaloną
twarz,
- Omal nie przyszedłem wczoraj do ciebie - szepnął.
- To cholerne łó\ko było takie ogromne i puste, ledwo mogłem wytrzymać
z tęsknoty za tobą.
- Ja te\ nie spałam - przyznała.
Musnęła palcami jego usta. Zauwa\yła, \e jest świe\o ogolony, nie tak,
jak poprzedniej nocy. . Jace nachylił się ku niej i leciutko, delikatnie
rozchylił jej wargi w długim, głębokim pocałunku. Przyciągnął ją mocno
do siebie, a ona poddała mu się bez oporu.
Półświadoma tego co robi, rozpięła powoli jego koszulę chcąc dotknąć
go całego, poczuć zmysłową męskość jego owłosionego ciała.
- Jeśli mnie dotkniesz, ja zechcę dotykać ciebie - szepnął Jace,
powstrzymując jej rękę. - A na to, do czego by to doprowadziło, nie
mamy teraz czasu.
- Czy naprawdę doprowadziłoby to do czegoś? - zapytała oblizując
spieczone wargi.
- Sądząc po tym, co teraz czuję, to na pewno - odparł muskając wargami
jej przymknięte powieki.
- Uwielbiam, jak mnie dotykasz.
Amanda uśmiechnęła się i oparła rozpalony policzek o jego pierś.
- Jakie to dziwne.
- Co?
- śe się nie kłócimy.
- Strasznie bytem dla ciebie niedobry - rzekł z westchnieniem Jace.
- Mo\e miałeś powody. Jace, tak mi przykro, ze mama...
Jace delikatnie poło\ył palec na jej ustach.
- Jeszcze się z tym nie pogodziłem - wyznał cicho. - Ale chyba zaczynam
rozumieć. Niełatwo jest panować nad uczuciami. Ja sam tracę głowę,
kiedy trzymam cię w ramionach.
- Czy to jest a\ tak złe? - uśmiechnęła się zalotnie Amanda.
- Dla mnie tak. Nigdy nie byłem szczególnie wylewny. Owszem,
miewałem kobiety, ale zawsze na własnych warunkach i nigdy takiej,
której nie potrafiłbym opuścić. Ty obudziłaś we mnie uczucia, o jakie się
wcale nie podejrzewałem. Kiedy cię dotykam, płomienie ogarniają całe
moje ciało.
- Czy naprawdę jestem twoja? - zapytała cicho, lekko dotykając jego
policzka.
- A chcesz tego?
Zdecydowanie kiwnęła głową, a jej oczy wielbiły ka\dy rys jego twarzy.
Przesunął rękę wzdłu\ jej talii, potem wy\ej, na ciepłą twardą pierś
okrytą miękką bawełną i obserwował jej reakcję.
- Przyzwyczaisz się do tych pieszczot, zobaczysz -rzekł cicho.
- Naprawdę? - wyszeptała z trudem.
- Nigdy \aden mę\czyzna nie widział cię takiej, jak ja wczoraj, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript