Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyleciał przez przednią. Jerzy wcisnął gaz do dechy, mostek był już blisko. Chyba kamienny z
murowanymi barierami, nawet wznoszący się nieco nad płaszczyzną pól, a raczej mokradeł, na
pewno nie było tu nic lepszego do obrony. Chwyciłem klamkę drzwi.
 Zaraz za mostkiem droga skręca ostro w lewo, uważaj  powiedziałem.  Na moście
zwolnij, ja już tam wyskoczę...
 Okej  rzucił, dzieląc uwagę między lusterko i drogę przed nami.
Przemknęła mi przez głowę myśl, że mieliśmy jak dotąd, zwłaszcza dzisiaj, furę szczęścia.
Największe zasoby fartu prędzej czy pózniej się jednak kończą, co dowodnie udowodnił ten
skoczek, któremu nie otworzyły się oba spadochrony, wpadł, co prawda, do stawu, ale wybił mu
oko profesjonalny wędkarz ostrzeliwujący z procy akwen kulami z twardej zanęty.
Nam też się skończyło babci sranie: tuż przed mostkiem któremuś ze ścigających nas
farciarzy udało się trafić w tylną oponę. Huknęło silnie. Wbijaliśmy się już w łuk na mostek,
rzuciło nami w prawo, potem mocno w lewo, Jerzy skontrował. Trzymałem ciągle palce
zahaczone o klamkę, drzwi otworzyły się, cisnęło mną o nie, a gdy Jerzy szarpnął kierownicą,
walnęły w barierę i odbiwszy się, mnie w gło... ...wę...
ROZDZIAA 12
Trzasnęło, jakby ktoś walnął młotkiem w cztery ułożone na sobie warstwy szkła. Nawet nie
zabolało, po prostu po umyśle rozlała się czerń i cisza, a potem zafalowało, rozpłynęło się
chłodem i  dopiero teraz  bólem.
 Już musi być przytomny, tylko udaje, kurwisyn  usłyszałem.
I była to prawda, już byłem przytomny, już pamiętałem co się stało, i udawałem. Poza
synostwem wszystko się zgadzało.
Otworzyłem oczy. Nie słyszałem strzałów. Bandyci, a widziałem ich siedmiu, mieli
schowaną broń. Czyli już po zabawie.
Skrzywiłem się teatralnie, ale chodziło o zamaskowanie eksplozji niepokoju: co z Jerzym?!
Skrzywiony rozejrzaÅ‚em siÄ™. Ósmy staÅ‚ na szosie i wpatrywaÅ‚ siÄ™ w stronÄ™, z której
przyjechaliśmy, kuśtykał stamtąd jeszcze jeden członek grupy. To było z lewej, z prawej, plecami
do mnie stał Posoka i rozmawiał z kimś przez komórkę. Za nim zobaczyłem wystające z
rozlewiska koła naszej toyoty. Nic więcej nie było widać.
 Posoka, masz go!  powiedział jeden ze stojących tuż przy mnie i kopnął mnie w żebra.
Zawołany obejrzał się, ale od razu odwrócił z powrotem, tam, w słuchawce, było coś
ważniejszego.
Miałem skute kajdankami ręce, Gnat z glockiem leżały na balustradzie mostu... Ha, niemal
Brzechwa:  Gnat srebrny z glockiem w jednym stali domku... Czy to Tuwim? Cholera, wybili mi
z głowy foldery z pamięcią codzienną? Dlaczego obie moje spluwy nie poszły  między ludzi ?
Czyżby miały do czegoś posłużyć? Najprościej: ja wystrzeliłem w Jerzego, on do mnie. Ale nie
mają Jerzego. Czy tylko stąd zwłoka?
Posoka skończył gadać, złożył motkę i odwrócił się do mnie.
 I co, kurwa twoja zapieczona?  rzucił wesoło.
 Jesteś mój!  Aż podskoczył w miejscu z radości,  i zaraz cię zabiję i pójdę za to do
pierdla, cieszysz się? I będą mnie tam jebali inni więzniowie, okej? Będę buzował, będę się
złościł, będę się jarał swoją nienawiścią. Czujesz to? Odsiedzę osiem lat, wyjdę i złapię twoją
siostrę, wiesz? Mamy na nią namiar. Kapujesz? I potem ją zjebiemy z ziomami tak, że jej cipa
będzie wyglądała jak kilo drobiowej wątróbki, czujesz to, koleś?
Podszedł i czubkiem buta posłał mi na twarz piach, żwir, kurz i słomę.  Cieszysz się? No to
się nie ciesz, bo tylko zakończenie jest do wykonania. Do pierdla nie pójdę.
 Na pewno nie. Nie dożyjesz pierdla.  Splunąłem kurzem z warg.
Jego radość i wesołość bardzo mnie zmartwiły. Oznaczały, że jemu szło dobrze. Mnie było
smutno, czyli nie szło gładko. Czułem, że mam na sobie geom, nawet skutymi rękami mógłbym
od biedy wyszarpnąć go i usztywnić, a nawet ciąć, tylko kogo? Ilu bym zdążył, zanim któryś nie
wyciągnie spluwy? No i jak ochronić Marzenkę? Już miałem na końcu języka jakiś dowcipny
tekst o jego zapieczonej w trakcie odsiadki dupie, ale się powstrzymałem  musiałby mnie zabić,
a tego nie lubię. No i wolałbym wiedzieć, kto ich nasłał.
Milczałem więc.
Posoka zrobił jeszcze krok w moją stronę, już chyba dojrzał, żeby glanować mi trochę żebra,
ale z jego kieszeni dobiegło mamrotanie Eminema. Wyszarpnął komórkę i odwrócił się do nas
plecami. Z drugiej strony dokuśtykał ten ranny w nogę; sądząc po ilości krwi wylanej na
pociachane dżinsy, nie miał długiej kariery przed sobą, ale był dzielny. Był to dobry czas, zwalił
się o dwa kroki przed czekającym na niego kumplem, ten obejrzał się bezradnie.
 Kurwa, róbmy coś, nie?!  rzucił do ziomów.  Przez, kurwa, przekręci się, nie?
Ziomy przestąpiły z nogi na nogę, wszystkie niemal jednocześnie popatrzyły na Posokę, ale
ten kiwał głową jak spierdolony japoński piesek Aibo.
 Siedmiu...  powiedział w końcu.  Jednego mamy, drugi utonął.
Powiedzieć, że poczułem zimne ciarki na plecach, to nic nie powiedzieć. Zacisnąłem zęby.
OdetchnÄ…Å‚em.
 Ośmiu!  zawołałem do Posoki.  Tu jeszcze jeden kopie w dyktę!
Najbliżej stojący nie wytrzymał i poczęstował mnie szpicem w bok, częściowo zasłoniłem
się przedramieniem, to go rozjuszyło, pewnie zabolało podbicie. Pochylił się i huknął mnie w
ucho. Zwaliłem się na bok, ale od razu wyprostowałem i splunąłem w wykrzywiony nienawiścią
pysk. Nawet nie otarł śliny, tak się śpieszył. Najpierw przymierzył się do powtórki w ucho, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript