[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trochę cierpliwości, bo to dobra dztewczyna. Nie muszę ci jej zresztą zachwalać, bo przecież już się na nią zdecydowałeś. - Twoja córka jest w istocie nieco chimeryczną osóbką, ale wiesz, że oddałbym za nią życie. Pan Woodward poklepał zięcia po ramieniu. - Oddałem ją w dobre ręce. Pójdę już, Clay. Z całego serca życzę wam obojgu szczęścia. - Jill, chciałbym z tobą zamienić kilka słów, kiedy się przebierzesz. - Pan Woodward zapukał do kabiny córki. - Sekundę, tatusiu... - Jill zaraz otworzyła drzwi. Z ulgą przyjęła fakt że ojciec chce z nią porozmawiać w cztery oczy. Może uda się go namówić, aby pozwolił jej zostać w Hondzie kilka dni. - Tatusiu - zaczęła drżącym głosem - wyświadcz mi ostatnią przysługę. Przekonaj Claya, żebyśmy nie odpływali tak od razu. Wystarczyło jedno spojrzenie na ojca i straciła wszelką nadzieję Ojciec byl nieprzejednany i najwyrazniej miał jej za złe tę niedawną ucieczkę. - Czy ty naprawdę nie możesz pogodzić się z tą nową sytuacją? - spytał niecierpliwie. - Ułatwiłabyś życie kilku osobom, a przede wszystkim sobie, gdybyś wreszcie przestała walczyć z Clayem. - O, nie, ojcze, nigdy! - Ach, Jill, kiedyś jeszcze będziesz mi wdzięczna za to, że podjąłem za ciebie decyzję o małżeństwie z Clayem... Dalsza dyskusja nie ma sensu... Chodzmy do salonu. Clay czeka tam już na ciebie. Jill westchnęła, wzruszając ramionami. Poszła za ojcem bez słowa protestu. Clay zdążył się już przebrać, a Jill po raz kolejny stwierdziła, że jej mąż jest nadzwyczaj przystojnym mężczyzną. Stał właśnie przy barze. Uśmiechnął się na widok wchodzących. - Czego się napijecie? - spytał uprzejmie. - Ja poproszę whisky z lodem - odezwał się Woodward. - A ty, Jill? Napijesz się wina? A może wolałabyś szampana? - Może być szampan - zgodziła się łaskawie. Kiedy Clay podawał jej wysmukły kieliszek, dłonie ich zetknęły się niechcący. To przypadkowe dotknięcie Jill odebrała jak porażenie prądem. Przeraziła się własnej reakcji. Co to będzie, gdy nadejdzie noc? Clay przypomni sobie na pewno, że ich małżeństwo nie zostało jeszcze skonsumowane. Była tak zajęta analizowaniem sprzecznych emocji, które nią w tej chwili targały, że nie słuchała rozmowy obu mężczyzn. - Muszę już jechać - dotarły do niej słowa ojca. - Bo inaczej nie dotrę na plantację przed zmierzchem. - Co ty mówisz, tato! - zawołała przestraszona Jill. - Nie wybierasz się chyba w drogę powrotną? - Owszem, moje dziecko. Clay chce zaraz odpływać. Odprowadz mnie do nabrzeża, skarbie. A więc ta nieunikniona chwila nastąpi jeszcze dziś. - Tata, nie zostawiaj mnie samej! - Mało brakowało, a rozpłakałaby się jak małe dziecko. - Przestań, Jill. Chodz, odprowadz mnie na górę. Trzymając dziewczynę za rękę, wyprowadził ją na górny pokład. Na nabrzeżu pocałował ją w oba policzki. - Trzymaj się, maleńka. Pamiętaj, że kocham cię ponad wszystko. Jill miała ściśnięte gardło. Trudno jej było uwierzyć w to, że ojciec zostawia ją samą. Patrzyła w ślad za oddalającym się ojcem, a serce omal jej nie pękło z żalu i goryczy. Zostawił ją samą, wydał na pastwę Claya... Azy napłynęły jej do oczu, przygryzła wargi aż do bólu. Nie broniła się, kiedy Clay ujął ją za łokieć i na powrót sprowadził do salonu. - Wypij to! - podał jej kieliśzek z szampanem. Usiadła na sofie i jednym haustem opróżniła zawartość kieliszka. - Hej, nie tak szybko! Szampan jest bardzo zdradliwy. Aatwo i przyjemnie wchodzi do głowy. Nawet nie zauważysz, jak świat zacznie wirować wokół ciebie. Jill na przekór wyciągnęła kieliszek po następną porcję. Oczy jej nadal lśniły od łez. Clay poczuł nagły ucisk w piersiach. Podszedł do żony i wziął ją w ramiona. - Nie płacz, proszę cię! - schował twarz w jej puszystych włosach. Jill nie broniła się, nie szarpała, nie protestowała. Przeciwnie, zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się do niego. Szczęście Claya nie miało granic. Nareszcie! Sama z własnej woli zrobiła krok do przodu. Jill zamknęła oczy. Wrażenia optyczne zakłócały jej pełnię doznań, których dostarczały pieszczoty Claya. Poczuła, że rozpina jej bluzkę i dotyka wargami jej piersi. - Nie... - jęknęła. - Psst! - szepnął, okrywając jej twarz i szyję drobnymi, podniecającymi pocałunkami. Potem wziął ją na ręce i zaniósł do swojej luksusowo wyposażonej kabiny. Postawił ją na miękkim, puszystym dywanie. Dopiero wtedy zorientowała się, gdzie się znajduje. Pierwszy impuls nakazał jej natychmiastowy odwrót. Clay potrafił temu zaradzić. Nowa porcja pieszczot skutecznie osłabiła wolę Jill. Zręcznie uwolnił jej piersi z biustonosza. Umiejętnie podsycał namiętność, tak aby Jill nie miała czasu na zbędne reakcje. Pragnął jej tak bardzo, że chwilami tracił przytomność z pożądania. A musiał przecież myśleć przede wszystkim o niej, a nie o sobie. Delikatnie rozebrał ją do naga i sam w błyskawicznym tempie pozbył się odzieży. Położył Jill na łóżku, nie przestając czule pieścić wszystkich zakamarków jej ciała. Jego ciepłe dłonie rozchyliły wysmukłe uda dziewczyny. Nie mógł już dłużej czekać. - Kochanie... - szepnął i bardzo, bardzo ostrożnie wszedł w nią. Jill zesztywniała. Doznawała w tej chwili uczuć, jakich nigdy przedtem nie doświadczyła. Zdawało jej się, że jej ciało stanęło w płomieniach. Oddech miała krótki i urywany. Było jej na przemian zimno i gorąco i zupełnie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nagle krzyknęła głośno. Poczuła tak głęboką rozkosz, że musiała dać jej wyraz krzykiem. Clay jęknął w tym samym momencie. Przez chwilę leżeli bez ruchu, chcąc maksymalnie przedłużyć owo cudowne uczucie, a potem Clay zsunął się na bok i objął czule swoją żonę, którą właśnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|