[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Hej! Mówiłem, że przepraszam! - Tyler spojrzał z niezadowoleniem na ranę. A potem pociemniał na twarzy i zacisnął dłoń w pięść. No to po mnie, pomyślała Elena dziwnie spokojnie. Oberwę i zemdleję albo mnie po prostu zabije. Przygotowała się na cios. Stefano opierał się chęci powrotu na cmentarz. Wszystko w nim krzyczało, żeby tego nie robić. Ostatnim razem był tu tej nocy, kiedy zaatakował starego włóczęgę. Na samo wspomnienie znów ścisnęło go w środku z przerażenia. Mógłby przysiąc, że nie opróżnił tego starego człowieka pod mostem. Ze nie zabrał mu dość krwi, żeby go skrzywdzić. Ale wszystko tego wieczoru, kiedy rozeszła się fala mocy, było jakieś mętne i niejasne. O ile w ogóle była tam fala mocy. Być może tylko to sobie wyobraził albo sam był sprawcą wydarzeń. Dziwne rzeczy się zdarzają, kiedy potrzeby wymykają się spod kontroli. Zamknął oczy. Kiedy usłyszał, że włóczęga trafił do szpitala, bliski śmierci, przeżył szok. Jak to możliwe, że pozwolił sobie stracić panowanie? %7łeby prawie zabić! Przecież nie zabił nikogo od czasu... Nie chciał o tym myśleć. Teraz, stojąc przed bramą cmentarza w mroku północy, niczego nie chciał bardziej jak odwrócić się i odejść. Wrócić na bal, gdzie zostawił Caroline - gibkie, opalone stworzenie, które było przy nim bezpieczne, ponieważ nic dla niego nie znaczyło. Ale nie mógł wrócić, bo była tu Elena. Wyczuwał ją i wiedział, że jest przygnębiona. Elena miała kłopoty, więc musiał ją odnalezć. Był w połowie drogi na wzgórze, kiedy dostał zawrotów głowy. Zatoczył się i ruszył w stronę kościoła, bo była to jedyna rzecz, na której mógł skupić wzrok. Fale szarej mgły zaczęły mu przepływać przed oczami, ale próbował iść przed siebie. Słaby, czuł się taki słaby. I bezradny wobec niesamowitej siły tego zamroczenia. Musiał... iść do Eleny. Ale nie miał siły. Nie mógł być taki... słaby. Jeśli ma pomóc Elenie, musi iść... Stanął w wejściu do kościoła. Elena zobaczyła księżyc nad ramieniem Tylera. Pomyślała, że to ostatni widok, jaki zobaczy w życiu. Krzyk zamarł jej w gardle, zduszony strachem. A potem coś złapało Tylera i rzuciło nim o nagrobek jego dziadka. Tak to wyglądało w oczach Eleny. Przeturlała się na bok, z trudem łapiąc oddech, jedną dłonią podtrzymując podartą sukienkę, drugą szukając jakiejś broni. Nie potrzebowała jej. W ciemności coś się poruszyło i zobaczyła, kto ściągnął z niej Tylera. Stefano Salvatore. Ale to był Stefano, jakiego nigdy jeszcze dotąd nie widziała. Twarz o szlachetnych rysach pobielała w zimnej furii, a w zielonych oczach lśniło mordercze światło. Nawet nie poruszając się, emanował takim gniewem, że Elena poczuła, iż boi się go bardziej niż Tylera. - Kiedy cię spotkałem, od razu wiedziałem, że nie nauczono cię dobrych manier. - Głos miał cichy i chłodny, ale w jakiś sposób przyprawił on Elenę o zawrót głowy. Nie mogła od niego oderwać oczu. Zbliżał się do Tylera, który w oszołomieniu potrząsał głową i usiłował się podnieść. Stefano poruszał się jak tancerz, każdy jego ruch był pełen gracji i precyzji. - Ale nie miałem pojęcia, że masz aż tak nieciekawy charakter. Uderzył Tylera. Chłopak wyprowadzał właśnie cios potężną pięścią, ale Stefano uderzył go niemal od niechcenia w bok twarzy, zanim pięść dotarła do celu. Tyler poleciał na następny nagrobek. Podniósł się na nogi i stał, ciężko dysząc. Zalśniły białka oczu. Elena zobaczyła, że z nosa płynie mu strużka krwi. A potem chłopak runął do ataku. - Dżentelmen nigdy się nikomu nie narzuca ze swoim towarzystwem - powiedział Stefano i zadał mu cios w bok. Tyler znów się rozpłaszczył na ziemi, twarzą w chaszczach. Tym razem wstawał wolniej, a krew płynęła mu z obu dziurek nosa i kącika ust. Parskał niczym przestraszony koń, kiedy znów się rzucił na Stefano. Chłopak złapał tył marynarki Tylera, obracając go wokół własnej osi. Potrząsnął nim mocno, a wielkie łapy napastnika latały wokół niego jak wiatrak, nie mogą trafić w cel. A potem Tyler znowu upadł. - Dżentelmen nie obraża kobiety - kontynuował Stefano. Twarz Tylera się wykrzywiła, przewracał oczami. Złapał Stefano za łydkę, ale ten szarpnięciem podniósł go na nogi i znów nim zatrząsł. Tyler zrobił się w jego rękach bezwładny i zamknął oczy. Stefano nadal mówił, podtrzymując ciężkie ciało chłopaka i każde słowo podkreślając silnym potrząśnięciem. - A przede wszystkim, nie robi kobiecie krzywdy... - Stefano! - krzyknęła Elena. Przy każdym potrzaśnięciu głowa Tylera latała w przód i w tył. Elena bała się tego, co widziała. Bała się tego, co może zrobić Stefano. A najbardziej ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|