Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

62
życielka zginęła w jakimś wypadku w laboratorium. . .
 I co się stało z twoim paserem?
 Nic.  Finn zmarszczył czoło.  Zostawił tę sprawę. Spojrzeliśmy tylko
w tę fantastyczną plątaninę zależności T-A, i to wszystko. Jimmy musiał jakoś
dotrzeć do Straylight i zwinąć głowę, a Tessier-Ashpool posłali po nią ninję. Smith
postanowił o wszystkim zapomnieć. Może był sprytny.  Spojrzał na Molly. 
Villa Straylight. Czubek wrzeciona. Teren ściśle prywatny.
 Sądzisz, że są właścicielami tego ninji?
 Smith tak uważał.
 Spore koszty  mruknęła.  Ciekawe, co się stało z tym małym ninją. Jak
myślisz, Finn?
 Pewnie trzymają go w lodzie. I rozmrażają w razie potrzeby.
 No dobra  wtrącił Case.  Wiemy, że Armitage dostaje zlecenia od SI
zwanej Wintermute. Do jakich wniosków to prowadzi?
 Na razie do żadnych  stwierdziła Molly.  Ale mam dla ciebie pewną
robótkę na boku.
Podała mu złożony skrawek papieru. Rozwinął. Współrzędne sieci i kody wej-
ściowe.
 Czyje to?
 Armitage a. Jakaś jego baza danych. Kupiłam od Modernów. Osobna umo-
wa. Gdzie to?
 W Londynie  oświadczył Case.
 Włam się  rzuciła ze śmiechem.  Przynajmniej raz spróbuj zarobić na
utrzymanie.
Case stał na zatłoczonym peronie, czekając na pociąg trans-OMBA. Pił od
chwili rozstania z Molly, która pewnie już od kilku godzin była na poddaszu z kon-
struktem Płaszczaka w zielonej torbie.
Nie dawała mu spokoju myśl o Płaszczaku jako konstrukcie, kasecie ROM
odtwarzającej umiejętności zmarłego, jego obsesje i odruchy. . . Pociąg nadje-
chał, dudniąc na czarnej ścieżce indukcyjnej, a drobny pył posypał się ze szczelin
w stropie tunelu. Case poczłapał do najbliższych drzwi. W drodze obserwował
pasażerów. Para drapieżnych Chrześcijańskich Uczonych przesuwała się w stro-
nę trójki młodych techniczek biurowych, noszących na rękach stylizowane ho-
logramy waginy; różowa wilgoć migotała w ostrych światłach lamp. Techniczki
oblizywały nerwowo doskonałe w kształcie wargi i spod metalizowanych powiek
spoglądały na Chrześcijańskich Uczonych. Dziewczęta przypominały smukłe, eg-
zotyczne zwierzęta. Kołysały się nieświadomie i z gracją w takt ruchu pociągu,
a ich wysokie obcasy były jak gładkie kopytka na szarej podłodze wagonu. Zanim
wpadły w panikę i rzuciły się do ucieczki przed misjonarzami, pociąg stanął na
63
przystanku Case a.
Wysiadł. Natychmiast zauważył hologram białego cygara, zawieszonego przy
ścianie stacji, z napisem FREESIDE pulsującym zdeformowanymi literami styli-
zowanymi na japońskie piktogramy. Przecisnął się przez tłum i stanął, by obejrzeć
obraz dokładnie. NA CO CZEKASZ? mrugał plakat. Tępe, białe wrzeciono, nabi-
jane kratownicami, promiennikami, dokami i kopułami. Tysiące razy widział już
tę reklamę i inne, podobne. Ze swojego deku potrafił sięgnąć do danych Freeside
równie łatwo, jak do Atlanty. Podróż to sprawa dla mięsa. Teraz jednak dostrzegł
niewielki znaczek rozmiaru drobnej monety, wpleciony w świetlną sieć ogłosze-
nia: T-A.
Szedł w stronę pokoju na poddaszu i wspominał Płaszczaka. Większą część
dziewiętnastego roku życia spędził w Eleganckiej Porażce, siedząc nad drogim
piwem i obserwując kowbojów. Nigdy nawet nie dotknął deku, ale już wtedy wie-
dział, czego chce. Tego lata co najmniej dwudziestu takich jak on odwiedzało
Porażkę, każdy z nich zdecydowany pracować jako pajac dla jakiegoś kowboja.
Nie istniał inny sposób nauki.
Wszyscy słyszeli o Pauleyu, hałaśliwym dżokeju z przedmieść Atlanty, który
przeżył śmierć kliniczną za czarnym lodem. Plotka  nieśmiała, uliczna, jedyna,
która krążyła  nie mówiła o nim wiele. Tyle że dokonał niemożliwego.
 Wielka sprawa  poinformował Case a inny przyszły kowboj za cenę pi-
wa.  Ale kto wie, jaka dokładnie? Słyszałem, że to sieć wypłat Brazylii. W każ-
dym razie był trupem, martwym i zimnym.
Case spojrzał przez bar na tęgiego mężczyznę w koszulce, o skórze w odcieniu
ołowiu.
 Maty  powiedział mu Płaszczak kilka miesięcy pózniej w Miami. 
Jestem całkiem jak te zasrane wielkie jaszczurki, wiesz? Mają po dwa cholerne
mózgi, jeden w głowie, jeden nad ogonem. Rusza tylnymi łapami. Walnąłem ten
czarny towar, a ogonowy mózg trzymał mnie w ruchu.
Kowbojska elita w Porażce unikała Pauleya z powodu jakiejś niezwykłej fobii
grupowej, graniczącej z zabobonem. McCoy Pauley, Aazarz cyberprzestrzeni. . .
I w końcu załatwiło go serce. Rosyjskie serce z demobilu, wszczepione pod-
czas wojny w obozie jenieckim. Nie chciał go wymienić. Twierdził, że potrzebuje
mocnych uderzeń, by zachować poczucie czasu.
Idąc po schodach, Case ściskał palcami strzępek papieru od Molly.
Molly pochrapywała na gąbce. Przezroczysta skorupa obejmo-wała jej nogę
od kolana, sięgając kilka milimetrów poniżej pachwiny. Skórę pod sztywnym mi-
kroporowym gipsem znaczyły plamy stłuczeń zmieniające kolor z czarnego na
brzydki żółty. Osiem plastrów różnych barw i rozmiarów biegło w równej linii
wokół lewego nadgarstka. Obok leżał transdermalny zestaw Akai, a cienkie czer-
wone przewody sięgały do trod wejściowych pod gipsem.
64
Case włączył tensor obok Hosaki. Krążek ostrego światła padł wprost na kon-
strukt Płaszczaka. Wsunął trochę lodu, wcisnął kasetę i podłączył się.
Wrażenie było dokładnie takie, jakby ktoś czytał mu przez ramię.
Odchrząknął.
 Dix? McCoy? To ty, chłopie?  Słowa z trudem przechodziły przez ści-
śnięte gardło.
 Cześć, brachu  odpowiedział bezkierunkowy głos.
 To ja, Case. Pamiętasz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript