[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Te opowieści są prawdziwe. Przysięgam ci. Przysięgam na wszystko, co kocham. I teraz on wrócił, żeby się zemścić. Dla niego walka się nie skończyła, Piotrusiu on chce, żebyś wrócił. On wie, że pójdziesz za Jackiem i Maggie na koniec świata i jeszcze dalej, i na miły Bóg, musisz znalezć jakiś sposób, żeby to zrobić! Tylko ty możesz uratować twoje dzieci. Nie policja. Ani ktokolwiek inny. Tylko ty. Musisz znalezć jakiś sposób, żeby tam wrócić. Musisz sobie przypo- mnieć, Piotrusiu czy nie wiesz, kim jesteś? To powiedziawszy puściła go i wyjęła mu książkę z rąk. Kartkowała ją po- spiesznie i nagle się zatrzymała. Stuknęła palcem w jedną ze stron. Książka była otwarta na rysunku, na którym Piotruś Pan stał z rozstawionymi stopami, trzymał ręce na biodrach i przekrzywiał głowę, jakby miał zaraz zapiać. Wendy czekała, wypatrując w jego oczach jakiegoś przebłysku pamięci. Nie- stety, na próżno. Dzwoneczek Kiedy Moira wróciła z filiżanką herbaty dla Wendy, Piotr natychmiast wstał i nie oglądając się wyszedł pospiesznie z pokoju; chciał uciec za wszelką cenę i mruczał pod nosem, że musi jeszcze raz coś sprawdzić. Sam zdziwił się swoją reakcją. Czuł, że nie może zaczerpnąć tchu, jakby się dusił. Przechodząc koryta- rzem ze światła w mrok z trudem powstrzymywał się od tego, by nie biec. Czy wszyscy oszaleli? To już było bardzo niedobrze, że ktoś, kto porwał jego dzieci a Piotr był już teraz absolutnie przekonany, że ma do czynienia z porwaniem opętany był tą idiotyczną opowieścią o Piotrusiu Panie. Ale żeby jeszcze Babcia Wendy wierzyła w to i wymyślała jakieś historie sklecone z rodzinnej przeszłości i bajek tak, tego już było doprawdy za wiele. Nie przypuszczał, że stan umysłowy Wendy tak bardzo pogorszył się w ostatnich latach. A może to tylko rezultat napięcia po tym, co się stało. Piotr zwolnił kroku i obmacał rękami całe ciało. Po chwili zatrzymał się, oparł o ścianę i objął się w pół, jak gdyby ze strachu, że zaraz rozpadnie się na kawałki. Co tak naprawdę się tu wydarzyło? Kto to zrobił? To musiał być jakiś jego osobisty wróg, ktoś, kto go znał i nienawidził. W innym przypadku list mógłby być skierowany równie dobrze do Moiry, czy do państwa Banningów, a nie do niego. Skrzywił się. To jakiś dowcip. Jak. Hak pisze do niego. Uderzył bezsilnie pięścią w dłoń. To mógł być jakiś jego konkurent, zły, że to Piotr otrzymał ten kontrakt; porwał dzieci, żeby zmusić go do rezygnacji. Zatrząsł się. Co powinien zatem robić? Co mógłby zrobić? Odepchnął się od ściany i poszedł dalej, wyczerpany psychicznie i fizycznie. Po drodze zdał sobie sprawę, że ma rozpiętą kamizelkę, a spod niej wystaje po- rozpinana koszula. Wygląda okropnie. Powinien się trochę przespać. Powinien wrócić do Moiry i Wendy, i powiedzieć im, że wszystko będzie dobrze. Niestety, nie bardzo mógł w to uwierzyć. Zacisnął mocno oczy. Jack i Maggie czy kiedykolwiek sobie wybaczy? Nagle znalazł się przy drzwiach dziecinnego pokoju. Przez chwilę przyglą- dał się im, rysie biegnącej wzdłuż ściany, dziurze po nożu, który przyszpilał tę 47 przeklętą kartkę. Dotknął śladów palcami, jak gdyby chciał w ten sposób odkryć kryjącą się za nimi prawdę. Potem pchnął drzwi i wszedł do środka. Pokój wyglądał tak samo jak przedtem, ciemny, pusty i przerażający. Okna były znów zamknięte, koń na biegunach ustawiony, łóżka i pościel na swoim miej- scu. Jak zwykle paliły się nocne lampki, a ich spokojne światło rozpraszało mrok. Zabawki i książki leżały jeszcze porozrzucane na podłodze. Bagaż dzieci został złożony za biurkiem. Piotr patrzył przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem na pokój, a potem pod- szedł do okna i otworzył je; firanki zatańczyły na wietrze i poczuł na twarzy świe- ży powiew nocy. Spojrzał w niebo, na którym zza chmur znów ukazały się gwiaz- dy. Piotr pomyślał nagle o wszystkich zaprzepaszczonych okazjach, aby być ra- zem z Maggie i Jackiem, o wszystkich szansach, które przeciekły mu przez palce i o nie dotrzymanych obietnicach. Mecz Jacka czyż nie zjawił się za pózno? Przedstawienie Maggie przyszedł, ale ile uwagi jej poświecił? Za każdym ra- zem, kiedy oni chcieli się z nim bawić czyż nie był zawsze zbyt zajęty? Gdybym miał jeszcze jedną szansę pomyślał z rozpaczą. Gdybym tylko mógł mieć ich znów przy sobie. . . Do oczu napłynęły mu łzy. Usiłował je powstrzymać, ale na próżno; w końcu poddał się i wybuchnął płaczem, pochylając głowę; drżały mu ramiona, a ręce wpijały się do bólu w okienną ramę. Nagle musnął go po twarzy rąbek firanki. Piotr odtrącił go z irytacją i znów spojrzał w niebo. I wtedy zobaczył światło. Z nieba ku ziemi pędziła cudowna, tańcząca iskra. Spadająca gwiazda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|