[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w mieście. Zaparkowała rower przy wejściu, nadal mając w nozdrzach zapach zwłok z Dalaró. Zdjęła kask, rozpuściła włosy i weszła do środka. W workowatych spodniach i przepoconym topie kompletnie nie pasowała do otoczenia, ale nie miała czasu pojechać do domu i przebrać się. Starszy kelner zaprowadził ją do stolika. Wspaniała sala z kryształowymi żyrandolami, plafonem i ciężkimi świecznikami kompletnie ją onieśmieliła. Czuła się jak uboga krewna z prowincji. Rozdział 27 * Dessie! * zawołał z radosną miną Hugo Bergman, wstając i całując ją w oba policzki na kontynentalną modłę. * Miło cię znowu widzieć. Dessie uśmiechnęła się z przymusem. * Przepraszam za spóznienie * powiedziała * ale przez cały dzień zajmowałam się podwójnym morderstwem... * Ach, ci głupi redaktorzy * mruknął Hugo Bergman. * Krew i śmierć to ich chleb powszedni. Ale kim sam jestem, żeby moralizować? * dodał, po czym roześmiał się z własnego dowcipu. * To było naprawdę paskudne * oświadczyła Dessie, siadając. * Ofiary to młoda para z Hamburga... * Nie mówmy już o tym więcej * powiedział autor, nalewając czerwonego wina do stojącego przed nią kieliszka. Zauważyła, że butelka jest już w połowie pusta. * Już zamówiłem * oznajmił Bergman, stawiając na stole swój kieliszek. * Mam nadzieję, że jesz mięso. Dessie ponownie się uśmiechnęła. * Obawiam się, że nie * odparła. * Jestem przeciwko komercyjnemu wykorzystywaniu zwierząt. Hugo Bergman wsadził nos w listę win. * No cóż * mruknął. * Możesz zjeść ziemniaki puree. Nie są wykorzystywane. Może zamówimy Chateau Pichon*Longueville Baron z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku? To ostatnie pytanie było skierowane do kelnera, który podszedł bezszelestnie do ich stolika. * Swoją drogą, czytałaś może mój artykuł o nadmiernym obłożeniu pracą publicznych prokuratorów? Mój Boże, ten tekst spotkał się z naprawdę pozytywnym odbiorem... Dessie nie przestawała się uśmiechać. Zaczęły ją od tego boleć wargi. Naprawdę bardzo się starała. Odrzucając głowę do tyłu i trzepocząc rzęsami, uważnie go słuchała i grzecznie się śmiała, kiedy popisywał się przed nią swoim poczuciem humoru. Jedzenie, a w każdym razie ziemniaki puree, było całkiem dobre. Hugo Bergman coraz bardziej się upijał kolejnymi butelkami absurdalnie drogich win. Płacąc kartą kredytową i podpisując rachunek, miał pewien kłopot ze znalezieniem wykropkowanego miejsca na autograf. * Jesteś przepiękną kobietą, Dessie Larsson * wybełkotał, kiedy wyszli z restauracji na Kungstradgarden. Jego ciężki oddech uderzył ją w twarz. * Dziękuję za wszystko * powiedziała, odpinając rower. * Chciałbym się z tobą znowu spotkać * oświadczył, próbując ją pocałować. Dessie włożyła szybko swój rowerowy kask. To powinno powstrzymać jego zaloty, ale Hugo Bergman tak łatwo się nie zniechęcał. * Mam na starówce małą pracownię pisarską * szepnął. * Penthouse... Dessie odsunęła się od niego i wsiadła na rower. XI * Dzięki za fantastyczny wieczór * powiedziała, odwracając się do niego plecami i odjeżdżając. To było takie cholernie typowe: każdy, kto się nią interesował, był nieumiejącym trzymać łap przy sobie dewiantem, zapatrzonym we własny pępek kretynem albo maniakiem seksualnym. Dojeżdżając do następnego skrzyżowania, obejrzała się przez ramię. Hugo Bergman nadal stał tam, gdzie go zostawiła, zataczając się i majstrując przy swojej komórce. Najprawdopodobniej już o niej zapomniał. * Dupek * mruknęła. * Twoja strata. Był chłodny, bezwietrzny wieczór. Chmury zniknęły, niebo było jasne, choć minęła jedenasta. Ludzie spacerowali nabrzeżem, śmiejąc się i rozmawiając. Bary z ogródkami były otwarte, oferując koce i halogenowe grzejniki wszystkim, którym było zimno. Wciągając w płuca powietrze jasnej letniej nocy, okrążyła powoli Zamek Królewski i minęła skrzyżowanie przy Slussen, a potem stanęła na pedałach, żeby wjechać pod górę Gótgats*backen. Wniosła rower po schodkach na Urvadersgrand i zaparkowała go na podwórku. Pózniej otworzyła drzwi do swojego mieszkania i dopiero wówczas zobaczyła schowanego w cieniu, obserwującego ją mężczyznę. Rozdział 28 Zaczerpnęła głośno powietrza. Niestety zaczęło jej to wchodzić w krew. * Zrobiłem, co kazałaś * powiedział Jacob Kanon, przystępując do niej i rozkładając ręce. Przyjrzała mu się. Amerykanin ogolił się i umył włosy. * Byłem w Hennes Mauritz * wyjaśnił. Nadal miał na sobie te same dżinsy i tę samą marynarkę, ale kupił chyba nowy T*shirt. Trudno było to ocenić z całkowitą pewnością: podobnie jak poprzedni był czarny. * Fantastycznie * stwierdziła Dessie. * Co za odmiana. * Sprzedają tam również mydło * dodał. * Mam nadzieję, że nie znużyły cię zakupy * powiedziała. * Czego chcesz? Jacob przeszył ją swoimi płonącymi oczyma. * Szwedzka policja popełni cholernie wielki błąd, jeśli mnie nie wysłucha * rzekł. * Nie złapią tych zabójców, nawet jeśli będą ich mieli na wyciągnięcie ręki. Niemcy zrobili wszystko jak trzeba, a mimo to nic nie osiągnęli. Dessie zamknęła drzwi do mieszkania, zostając z nim na zewnątrz. Już się go nie bała, po prostu nie do końca mu ufała. * Tego rodzaju morderstwa są najtrudniejsze do rozwikłania * podjął Jacob. * Ofiary są wybierane przypadkowo, nic nie wiąże ich z zabójcami, nie ma oczywistych motywów, zetknęli się zaledwie kilka godzin wcześniej. A zabójcy podróżują z miejsca na miejsce jak turyści, nikt nie spostrzega ich nieobecności, nikogo nie obchodzi, kiedy wchodzą i wychodzą, nikt nie zauważa, jeśli dziwnie się zachowują... Robił wrażenie smutnego, tłumiącego emocje i nie całkiem trzezwego, ale było w nim coś autentycznego. Nie kołoryzował, nie przesadzał. Może zwróciła na to uwagę, bo jego postawa tak ostro kontrastowała z tym, co prezentował zakochany w sobie Hugo Bergman. Poza tym doszła do wniosku, że teraz Kanon, kiedy zmył z siebie cały brud, wygląda całkiem przystojnie. I miał te niesamowite oczy. Uważaj, Dessie, pomyślała, krzyżując ręce na piersiach. * Co to ma wspólnego ze mną? * zapytała. Jacob podniósł z podłogi małą sportową torbę, której wcześniej nie widziała. * Wszystko, na czym możemy się oprzeć, to pewne prawidłowości * powiedział. * Mam tutaj fotografie większości zwłok oraz pocztówki prawie ze wszystkich miejsc zbrodni. Zabójcy przekazują nam coś za pomocą tych obrazów, ale nie potrafię odgadnąć co. Możesz mi pomóc? * Nie znam się na zabójstwach * odparła. Jacob parsknął smutnym, pustym śmiechem. * Do kogo innego mam się zwrócić? No tak... Czekał tu, przed jej mieszkaniem, bo po prostu nie miał dokąd pójść. * Posłuchaj * powiedziała. * Jestem zmęczona i za parę godzin muszę być na nogach... Zwiatło na klatce schodowej zgasło. Dessie nie zapaliła go ponownie. * Pracujesz do pózna * rzekł po ciemku Jacob Kanon. * Coś się wydarzyło? Nie popełnili chyba kolejnych zabójstw? Zdała sobie z zaskoczeniem sprawę, że zaschło jej w ustach. * Byłam na randce * odparła. Widziała tylko jego kontur na tle okna klatki schodowej. * Z Hugonem Bergmanem * dodała. * To znany autor kryminałów. Słyszałeś może o nim? Jacob wcisnął przycisk i na klatce znowu zapaliło się światło. * Czas ucieka * powiedział. * Po zabójstwie sprawcy pozostają na ogół tylko kilka dni w miejscu, w którym je popełnili. Prawdopodobnie jeszcze tutaj są, ale wkrótce wyjadą... * Podszedł do niej bliżej. * Kimmy ginie * dodał. * Kimmy ciągle ginie na nowo. Musimy ich powstrzymać. Dessie cofnęła się. * Jutro * powiedziała. * Przyjdz jutro do redakcji. Jeśli będziesz miał szczęście, dam ci kawę z automatu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|