Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysokich osobników płci męskiej, mających na głowach wielkie czapy z kamieni, kości i
innych, trudnych do zidentyfikowania materiałów. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły
się w kierunku zbliżających się Luke a i Leii.
Luke trzymał miecz przed sobą. Zraniony przez Leię tubylec zdrową ręką wskazał na
świetlistą broń.
Kiedy podeszli do tłumu dzikusów, ci mamrocząc rozstąpili się powoli. Luke i
księżniczka przeszli między rzędami wpatrzonych w nich mieszkańców podziemia i
skierowali się w kierunku więzniów.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
- Nie wiedzą, co robić - wyszeptała księżniczka. - Podziwiają twój miecz, ale chyba
nie mają zamiaru uznać cię za boga.
- Będą go jeszcze bardziej podziwiali, jeżeli tylko spróbują nas zatrzymać - stwierdził
Luke, czując się nieco pewniej. Machał mieczem w kierunku grupy tubylców, która tłoczyła
się bliżej niż pozostali.
- Luke! - zaskowytała Halla, kiedy podeszli bliżej. Oba Yuzzy zaszwargotały
radośnie.
- Cóż, spotkaliśmy się - zauważył sardonicznie Luke.
- Nie jest to dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam, chłopcze - krzyknęła coś w
kierunku trzech wspaniale przyodzianych krajowców, po czym zwróciła się do Luke a: -
Zdajesz sobie oczywiście sprawę z tego, że nie mamy dużej szansy na wydostanie się stąd?
- Ona ma rację, panie - wtrącił Threepio. - Powinniście sami się ratować.
- Nie przybyłem tu po to, by skończyć jako ofiara dla jakiegoś podziemnego bóstwa -
burknął Luke i szerzej otworzył oczy. - Znasz ich język - stwierdził zdziwiony.
- Trochę. Ich mowa jest podobna do używanej przez zielonych.
- Ci w czapkach to wodzowie?
- Wygląda na to, że plemiona Cowayów są rządzone przez triumwirat - wyjaśniła. -
Właśnie coś im zaproponowałam.
- Propozycję? Jaką propozycję? - zapytała podejrzliwie księżniczka.
Halla zignorowała pytanie.
- Powiem krótko. Odkryliśmy właz i kiedy szliśmy, aby spotkać się z wami,
wpadliśmy w zasadzkę. Stało się to w wąskim przejściu i było ich zbyt wielu. Użyli sieci, w
które schwytali Yuzzy i roboty. Nie mieliśmy żadnych szans, chłopcze.
- A gdybym was teraz uwolnił? - spytał Luke. - Gdzie jest wasza broń?
- Spokojnie, Luke - przestrzegła go Halla, ruchem głowy wskazując budynki po
prawej stronie jaskini.-Nie zdołamy się tam dostać, a poza tym nie widziałam, w którym
domu ją ukryli. Ale nawet gdybym wiedziała, nie dalibyście rady uwolnić nas, dostać się tam
i wrócić na czas z powrotem. Jesteś znakomitym szermierzem, ale przecież nie zdołasz
sprostać setkom włóczni lecących na ciebie równocześnie ze wszystkich kierunków...
- Od jak dawna jesteście w ich rękach? - zmienił temat.
- Od pół dnia i już zaczyna mi pękać pęcherz - powiedziała. - Przez cały ten czas
kłócili się, jaki rodzaj śmierci dla nas wybrać. Nie, nie mają nic przeciwko nam osobiście... po
prostu nie cierpią ludzi. Nic dziwnego, mieli okazję widzieć, jak górnicy traktują zielonych.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Nasi gospodarze nie mieliby nic przeciwko temu, aby wszyscy ludzie przebywający na
Mimban pewnego pięknego dnia powsiadali do swoich pojazdów i odlecieli stąd na zawsze.
- Powiedz im, że my jesteśmy inni - naciskał Luke, przyglądając się otaczającym ich
zewsząd wrogim twarzom. - Powiedz im, że nikomu nie chcemy zrobić krzywdy.
- To nie jest plemię filozofów, chłopcze - stwierdziła Halla. - Ich koncepcja władzy
jest szalenie prosta i nie zdołasz wyjaśnić im, co to jest bunt. Ale... - Halla spojrzała na trzech
wodzów, którzy w dalszym ciągu spierali się między sobą - ...chyba zamierzają dać nam
szansę.
- Nie wierzę - sprzeciwiła się księżniczka. - Czy dałabyś jakiekolwiek szansę
wrogowi, który już zabił czterech z twoich ludzi?
- Osobnik z rozpłatanym ramieniem twierdzi, że zabiliście tylko dwóch -
kontynuowała Halla. - Pozostali są ranni, a Cowayowie uważają śmierć za zwykłe, codzienne
wydarzenie. Ci dwaj zabici po prostu odeszli trochę wcześniej niż powinni. Jeden z wodzów
właśnie wrzeszczał, że zabici podjęli złą decyzję i mówi, że powinni byli poczekać i wezwać
posiłki. Twierdzi, że ich śmierć nie jest waszą winą i że winni są jego ludzie, bo głupio
zrobili, dając się niepotrzebnie zabić.
- Bardzo mądrze - wymamrotała księżniczka.
Halla była wyjątkowo zadowolona z siebie.
- O czym to ja mówiłam? Acha! Więc ten, któremu rozpłatałeś ramię, Luke, mówi,
że...
- To nie on - sprzeciwiła się księżniczka. - To ja.
- Naprawdę? - Widać było, że w oczach Halli akcje księżniczki znacznie wzrosły. -
Właśnie wychwala cię, Luke, jako znakomitego wojownika.
Ta pochwała jakoś nie poprawiła jego samopoczucia...
- Zwietlisty miecz nie jest równorzędną bronią dla toporów i włóczni - burknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript